sobota, 23 lipca 2011

Lipcowy numer magazynu "Bluszcz"

Uffff... W końcu znalazłam czas, żeby po niego sięgnąć. Cieszy mnie ten fakt niezmiernie, ponieważ numer lipcowy, to chyba jeden z ciekawszych numerów "Bluszcza" jaki dotąd trafił w moje ręce. A wszystko za sprawą artykułów poświęconych poezji, której chyba dedykowany jest ten numer. 


Lipcowy "Bluszcz" umilił mi czas - ten spędzony w drodze do pracy, i nie tylko. Na pierwszy ogień poszedł tekst "Poecie wypada być noblistą", który obnaża kulisy Literackiej Nagrody Nobla i naszych rodzimych noblistach. Joanna Wojdowicz stanęła na wysokości zadania. Kolejny artykuł, który zapadł mi w pamięć to tekst poświęcony Marcinowi Świetlickiemu, napisany przez Darka Foksa, który marzy o wydaniu krytycznym całego dorobku poetyckiego poety.Stronę dalej można trafić na ciekawą sondę literacką, w której o Świetlickim wypowiadają się takie osobistości jak Kazimiera Szczuka, Mariusz Sieniewicz, Marcin Sendecki, czy Maciej Stuhr. Kolejną perełką tego numeru jest ciekawy wywiad z Jerzym Jarniewiczem na temat tłumaczenia poezji. Jaś Kapela opisuje swoje przemyślenia dotyczące Slamów poetyckich. Agnieszka Wolny - Hamkało prezentuje nam kilka wierszy, w których kuchnia i jedzenie odgrywają główną rolę, a poeta Krzysztof Siwczyk ukazuje swoje przemyślenia i dygresje dotyczące tego, w co i po co grają z czytelnikiem współcześni pisarze. Na deser ciekawy artykuł poświęcony osobie Marthy Stewart. Ponoć kolejny numer ma być poświęcony Czesławowi Miłoszowi - mam nadzieję, że będzie równie ciekawy jak ten lipcowy. Polecam.

środa, 20 lipca 2011

Z dala od medialnego świata... (Bodo Kirchhoff "Mała Garbo")

Sięgając po książkę „Mała Garbo” liczyłam na to, że będę miała do czynienia z książką, która pozwoli mi odetchnąć, zapomnieć się na chwilę, bądź przenieść do innego świata. Jakże mylne wrażenie może wywołać notka wydawnicza, która w pierwszej kolejności daje nam do zrozumienia, że będziemy mieli do czynienia z powieścią, w której sensacja odgrywa dosyć istotną rolę. Tam, gdzie jest sensacja, tam jest rozrywka. Nie w przypadku powieści napisanej przez Bodo Kirchhoffa – niemieckiego pisarza i scenarzysty filmowego, który poza powieścią „Mała Garbo” ma też kilka innych książek.  

Zaczyna się niepozornie – najpierw poznajemy młodą aktorkę, której zawsze wszystko się udaje, a potem jej porywacza, wiecznie prześladowanego przez pech. Bohaterowie chcąc, nie chcąc muszą przebywać ze sobą. Ich drogi krzyżują się w nieoczekiwanym momencie - Mała Garbo podróżuje z niczego nie świadomym szoferem, który decyduje się udzielić pomocy poszkodowanemu w wypadku. Poszkodowanym jest nie kto inny jak Jakob „Giacomo” Hoederer – pechowiec, który w pewnym momencie podejmuje zbyt wiele desperackich kroków. W tym momencie dochodzi do konfrontacji dwóch światów i dwóch skrajności – szczęścia, bogactwa i pewnej przyszłości, których uosobieniem jest Mała, oraz niepewność, nieszczęście, które odnajdujemy w osobie „Giacomo”. Starość kontra młodość. Perspektywy na przyszłość kontra ich brak. 

Wiele można napisać o tej powieści. Na okładce widnieje napis „książka do czytania”. Hmmm… Nie bardzo widzę sens opatrywania książki tego typu adnotacją. Bo przecież „czytanie” właściwie nierozerwalnie łączy się z książką, w której znajduje się tekst, a już w ogóle powieścią. Bodo Kirchhoff nie zaserwował czytelnikom typowej powieści – autor jest scenarzystą filmowym, co jest bardzo odczuwalne w przypadku tej właśnie książki. „Mała Garbo” to powieść, która momentami zamienia się w film – poszczególne strony tworzą w naszych głowach specyficzne, nie do końca przewidywalne, może nawet trochę chaotyczne obrazy. Tak chaotyczne i nieprzewidywalne, jak relacja głównych bohaterów, którzy poznają się w dosyć nieoczekiwanym momencie. 

Ta książka jest raczej „do przemyślenia” niż „do czytania”. Z całą pewnością „Mała Garbo” nie jest powieścią, którą tak po prostu przeczytamy, odłożymy na półkę i zapomnimy o jej istnieniu. Tym, co nam na to nie pozwoli jest tematyka. Każda kolejna strona rozprawia się ze światem, w którym media odgrywają główną rolę. Podczas gdy między porywaczem, a jego zakładniczką rodzi się dosyć interesująca więź, rodzice i osoby z otoczenia Malu upatrują w całej historii materiał na świetny film.  Łapiemy się na tym, że współczujemy temu nieudacznikowi, który na swoim koncie ma dużo większe występki niż uprowadzenie nieletniej. Bo rozmowy, które prowadzi z dziewczynką, która niefortunnie znalazła się w złym miejscu o złym czasie każą nam się zastanowić nad własnym życiem i krytycznie spojrzeć na świat, który nas otacza – świat sztuczny i przerysowany do granic możliwości, który więcej nam odbiera, niż daje.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Targi Książki w Katowicach tuż tuż



Katowicki Spodek, w dniach 20-23 października, stanie się miejscem, w którym królować będą książki. Książki drukowane, nowe i te z wieloletnią historią, książki do słuchania oraz e-książki. Książki dla dzieci i młodzieży, dla miłośników literatury polskiej i zagranicznej, dla uczniów, studentów i nauczycieli, dla wielbicieli historii, kulinariów, osób wierzących, ceniących literaturę fantastyczną oraz dzielących pasje czytania z zamiłowaniem do nowoczesnych technologii.

Podczas Targów Książki w Katowicach:

  • najmłodsi czytelnicy spotkają się z bohaterami bajek,
  • osoby niewidome i niedowidzące sprawdzą jak rynek książki wychodzi na przeciw ich potrzebom czytelniczym,
  • uczniowie wezmą udział w warsztatach przygotowanych przez pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego,
  • redaktorzy, tłumacze, ilustratorzy, pisarze, poeci i wydawcy uczestniczyć będą w giełdzie pracy
  • miłośnicy „książki z duszą” spotkają się z antykwariuszami i ich zbiorami, 
  • mieszkańcy regionu będą mogli włączyć swoje rodzinne pamiątki w zbiory Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.

To oczywiście tylko niektóre z propozycji. Pozostałe znaleźć będzie można na stronie Targów Książki w Katowicach oraz na fan peage’u Targów Książki na Facebooku.

niedziela, 3 lipca 2011

Haruki Murakami "1Q84", tom II

Długo walczyłam ze sobą odwlekając moment sięgnięcia po drugi tom trylogii „1Q84”. Chciałam poczekać z tym do wydania tomu ostatniego, ale jak widać – nie udało się. Chociaż teraz, po skończonej lekturze dochodzę do wniosku, że może to i lepiej, bowiem każda kolejna książka Murakamiego utwierdza mnie w przekonaniu, że jego prozę trzeba sobie dawkować, ponieważ w większej ilości może wywołać literacką niestrawność – przynajmniej u niektórych czytelników, którzy nie wiedzą z kim mają do czynienia.

Bo proza Murakamiego jest niezwykle charakterystyczna o czym możemy przekonać się sięgając po drugi tom niezwykłej serii z pogranicza jawy i snu. Od razu pragnę zaznaczyć, że jeśli nie czytało się tomu pierwszego, to lepiej nadrobić zaległości i dopiero zdecydować się na czytanie tomu drugiego – jest to chyba  na tyle oczywiste rozwiązanie, że nie powinnam o nim pisać. Czytelnik, który czytał tom pierwszy będzie miał wrażenie ciągłości. A co z czytelnikiem, który sięgnie po drugi tom w pierwszej kolejności? Przede wszystkim może mieć problem ze zrozumieniem historii snutej przez japońskiego pisarza. Brak zrozumienia bierze się z następującego faktu – w drugim tomie trylogii Murakami zręcznie kontynuuje wątki poruszone w poprzednim tomie.

Przede wszystkim autor udziela odpowiedzi na pytania, które przyniosła lektura tomu pierwszego - dowiadujemy się czym jest powietrzna poczwarka, o której pisała Fukaeri, jaką rolę odgrywał Lider. Wiemy też więcej na temat Little People, którzy już od samego początku jawili się czytelnikowi jako coś złego i niegodnego zaufania. Tom ten przesycony jest metafizyką i niewytłumaczalnymi zjawiskami. Każda kolejna strona tej powieści utwierdza nas w tym, że Murakami doskonale czuje się zderzając ze sobą świat realny z fantastycznym. Nie każdemu może odpowiadać tego typu mieszanka – prawda jest taka, że książki i styl tego autora albo się kocha, albo nienawidzi. Na jednych jego wyobraźnia działa bardziej, na innych mniej.

Ja osobiście należę do osób, na które pisarstwo Murakamiego ma ogromny wpływ. Uświadamia mi to każda kolejna książka tego autora, którą dane mi było dotąd przeczytać. Tak też było z serią „1Q84”, chociaż muszę przyznać, że od samego początku wzbudza ona we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo lubię tego pisarza, ale na dłuższą metę obcowanie z jego książkami nieco mnie przytłacza, ale nie na tyle, żebym nie chciała sięgnąć po kolejną jego powieść. Murakami ma bardzo charakterystyczny styl pisania i z całą pewnością ma tendencję do ukrywania tego, co najistotniejsze, wśród całej masy mało istotnych szczegółów i faktów odciągających uwagę czytelnika od sedna sprawy. Wątki, które porusza, wielokrotnie rozwlekają się na wiele stron. Ten swoistego rodzaju detalizm podoba mi się, a zarazem męczy mnie. Jestem zwolenniczką historii, które są odpowiednio wyważone  i pozbawione tego, co może w pewnym momencie uczynić ją kolejną nudną książką. I chociaż przeczytanie tomu drugiego zajęło mi znacznie więcej czasu, niż w przypadku tomu pierwszego, to z całą pewnością nie mogę określić tej książki mianem „nudna”. Zastanawiam się, jak mogłabym określić drugi tom serii „1Q84”. Nie muszę się długo nas tym zastanawiać – określenie „specyficzny” samo ciśnie się na usta. Przy czym pragnę zaznaczyć, że jest to specyficzność w dobrym tego słowa znaczeniu, a to za sprawą dziwnego oddziaływania słów, które wyszły spod pióra Murakamiego, a które to nie pozwalają o sobie długo zapomnieć i przyciągają nas jak magnes. Już nie mogę się doczekać trzeciego i zarazem ostatniego tomu tej magicznej serii.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...