Zawsze jestem otwarta na nowe doświadczenia, dlatego lubię sięgać po książki nieznanych autorów. Tak też było w przypadku młodej, polskiej pisarki – Katarzyny Bereniki Miszczuk. Ta dwudziestodwuletnia studentka mimo młodego wieku w swoim dorobku ma już trzy książki – „Wilk” (2006), „Wilczyca” (2009) i wydaną w tym roku powieść „Ja, Diablica”, której poświęcona będzie ta recenzja.
Powieść „Ja, Diablica” to dosyć ciekawa wariacja na temat piekła, do którego trafia główna bohaterka – Wiktoria Biankowska. Dziewczyna początkowo jest oszołomiona i nie może odnaleźć się w nowej sytuacji – jednego dnia żyje na ziemi, a następnego obcuje z siłami nieczystymi. Owe siły to demony i diabły, które pomagają jej stać się diablicą, targującą się o dusze ludzi, którzy w przeciwieństwie do niej, po śmierci mają jeszcze jakiś wybór. Dziewczyna musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która z każdą chwilą zdaje się być mniej dziwaczna, niż na początku. Ba – piekło zaczyna jej się nawet podobać.
Muszę przyznać, że podczas lektury niejednokrotnie zazdrościłam głównej bohaterce – nie ukrywam, że sama z miłą chęcią zastąpiłabym ją w roli diablicy. Myślę, że nie tylko ja… A wszystko przez autorkę powieści, która przedstawiła piekło w taki sposób, że chyba większość osób nie miałaby problemu z wyborem, gdyby przyszło im wybierać podczas targu o duszę miejsce, do którego chcą trafić po śmierci. Nie oszukujmy się – komu nie spodobałoby się miejsce, w którym można korzystać ze wszystkiego do woli, bez ryzyka utraty życia po raz drugi? Kto nie chciałby trafić do Los Diablos? W ułamku sekundy moglibyśmy mieć, co tylko byśmy chcieli… Najlepsze ubrania, kosmetyki z górnej półki, płyty CD, z których można by było stworzyć sobie całkiem niezłą kolekcję… Najlepsze zostawiłam na koniec… Uwaga, uwaga – miliony książek i nieskończenie wiele czasu na ich czytanie! (Ach! Rozmarzyłam się…) A na dodatek można tam spotkać takie osobistości jak Kleopatra czy Napoleon, bądź inne sławy znane z kina i nie tylko. Było by miło – czyż nie? Zapewne do czasu, gdy zaczęlibyśmy tęsknić za tym, co utraciliśmy – tak, jak główna bohaterka, która wciąż wraca na ziemię, by spotkać się ze swoim ukochanym, który jeszcze nie wie o tym, że kocha się w nim sama diablica z piekła rodem…
Nie będę ukrywała, że książka Miszczuk to czytadło… Ale za to jakie czytadło! Autorka oddała w ręce czytelnika powieść, która powstała w wyniku połączenia tego, co najlepsze w gatunkach takich jak, fantastyka, romans, komedia i kryminał. Wszystko to sprawia, że książka „Ja, Diablica” to mieszanka wybuchowa, którą nie nudzi się ani przez chwilę. Dawno się tak nie uśmiałam. Dawno żadna książka tak mnie nie wciągnęła w swój świat. Nie często zdarza mi się sięgać po literaturę tego typu, co nie znaczy, że jej nie trawię. Jeśli książka jest napisana lekkim, przystępnym językiem, a do tego jest zabawna i oryginalna, nie mam żadnych skrupułów, żeby po nią sięgnąć i polecić innym. Jestem ciekawa czym autorka „Ja, Diablica” zaskoczy swoich czytelników w przyszłości – akcent kładę na słowo „czym”, bo co do tego, czy zaskoczy, nie mam wątpliwości.
W sam raz na listopad :)
OdpowiedzUsuńKochana, pożyczyłabyś mi w niedzielę? Postarałabym się oddać jak najszybciej przy jakimś kawowym spotkanku :>
OdpowiedzUsuńChętnie bym pożyczyła. Sęk w tym, że jadę chyba tylko na sobotę... Mam w domu szczotkę - jak chcesz, to możesz kiedyś podjechać do mnie :)
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak będę z czasem stać i podjadę :)
OdpowiedzUsuńJuż gdzieś czytałam pozytywną opinię o tej książce. Jak wpadnie mi w ręce to przeczytam, bo czasami lubię takie czytadła ;)
OdpowiedzUsuńMam tylko debiutancką powieść tej autorki, ale zasadzam się i na tę :) Lubię świeże spojrzenie na literaturę, a przecież jest to dość młoda osoba, więc na pewno warto się przekonać, co potrafi.
OdpowiedzUsuńPoczątek książki trochę mnie przeraził językiem - bo zakrawał o taki rodem z bloga, ale potem autorka się wyrobiła. Mnie denerwowało zdrobnienie "Piotruś", nie wiem sama dlaczego. No i z całym szacunkiem - ale ja mając do wyboru zwykłego śmiertelnika, który jest nudny jak woda w kałuży, do tego jeszcze taki... nieobecny, we własnym świecie, mało męski, a Beletha - to nie zastanawiałabym się ani sekundy kogo mam wybrać.
OdpowiedzUsuń