Rzadko kiedy sięgam po bajki i książki dla młodzieży - wyjątkiem był Mikołajek i Muminki – książki, które wprost ubóstwiam. Z tego co zauważyłam, to rodzice nie mogą narzekać na wybór w przypadku książek dla najmłodszych. Półki uginają się od nieskończonej wprost ilości kolorowych książeczek. Domyślam się, że odpowiedni wybór jest nie lada wyzwaniem. Nie ukrywam, że często zwracam uwagę na szatę graficzną książki i jej formę wydania – w przypadku książek ilustrowanych, skierowanych dla dzieci jest to prawdopodobnie główne kryterium wyboru (zaraz po treści danej książeczki). Dziecko trzeba zainteresować książką, a chyba nie ma lepszego wabika niż kolorowe obrazki i piękne ilustracje przyciągające wzrok. Jeśli dojdzie do tego jakaś ciekawa i oryginalna postać, jak np. duszek czy elf – sukces gwarantowany.
Świetne ilustracje, ciekawą historię i oryginalne postaci można odnaleźć w książce „Toliny”, której autorem jest Conn Iggulden.
Nie orientuję się za dobrze w ostatnich publikacjach skierowanych do dzieci i młodzieży, więc nie mam porównania, ale jeśli miałabym spojrzeć na tę książkę przez pryzmat tego, z czym miałam do czynienia w dzieciństwie, to muszę przyznać, że książka „Toliny” odbiega nieco od tego, co czytałam będąc dzieckiem, bądź co czytali mi moi rodzice, którzy stawiali na bardziej tradycyjne i klasyczne lektury, takie jak „Pinokio”, „Calineczka” czy „Królowa śniegu” – były to przeważnie baśnie i legendy, bądź bajki, których wydarzenia rozgrywały się w bardziej realistycznym świecie.
Nie orientuję się za dobrze w ostatnich publikacjach skierowanych do dzieci i młodzieży, więc nie mam porównania, ale jeśli miałabym spojrzeć na tę książkę przez pryzmat tego, z czym miałam do czynienia w dzieciństwie, to muszę przyznać, że książka „Toliny” odbiega nieco od tego, co czytałam będąc dzieckiem, bądź co czytali mi moi rodzice, którzy stawiali na bardziej tradycyjne i klasyczne lektury, takie jak „Pinokio”, „Calineczka” czy „Królowa śniegu” – były to przeważnie baśnie i legendy, bądź bajki, których wydarzenia rozgrywały się w bardziej realistycznym świecie.
„Toliny” z kolei opisują losy prawie niezauważalnych stworków mieszkających w Szerłudkowie podobnych do leśnych duszków, ale nieco większych. Bohaterowie książki Iggulden’a nie mogą kontaktować się z ludźmi – pech chciał, że jeden z Tolinów musiał złamać obowiązujące prawo, by ratować siebie i swoich bliskich. Muszę przyznać, że jak na książkę dla dzieci, to porusza ona dosyć istotne problemy – na dodatek została napisana w łatwy i przystępny sposób, co widać w przypadku kwestii, które w pewien sposób mogą zainteresować dziecko nauką i eksperymentami - Toliny próbują wcielić w życie pomysły ludzi (np. konstruując pompę do usunięcia wody z ich groty, bądź budując latający balon).
Biorąc pod uwagę formę wydania (twarda czerwona okładka, całe mnóstwo kolorowych ilustracji) zapewne ściągnęłabym ją z półki będąc dzieckiem… Muszę przyznać, że całkiem fajnie było przenieść się do baśniowego świata.
zapowiada się ciekawie, ale w sumie i ja dawno byłam dzieckiem i teraz bym raczej nie sięgnęła... :)
OdpowiedzUsuńEh, fajnie jest czasem znów poczuć jak dzieciak :) Czekam aż bratanek zacznie czytać, wtedy zasypię go tonami ciekawych książek i nadrobię wszystko!
OdpowiedzUsuńTeż bym chętnie komuś coś poczytała :) Bajki to już w ogóle... Można fajnie naśladować głosy :)
OdpowiedzUsuńCzasami fajnie wrócić do czasów dzieciństwa ;) może, jak mnie najdzie, to przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńJa do czytania Tolinów zaprosiłam swojego siostrzeńca, który o dziwo słuchał bajki z niezwykłą uwagą ;)
OdpowiedzUsuńSuper :) Może kiedyś i ja będę miała okazję poczytać jakiemuś dziecku ;) Np. bratankowi.
OdpowiedzUsuń