„Dawno, dawno temu był sobie ...
- Król! - powiedzą natychmiast moi mali czytelnicy.
Nie, dzieci, mylicie się. Dawno, dawno temu był sobie kawałek drewna...”[1]
- Król! - powiedzą natychmiast moi mali czytelnicy.
Nie, dzieci, mylicie się. Dawno, dawno temu był sobie kawałek drewna...”[1]
Kto czytał „Pinokia”, powinien skojarzyć, że powyższy cytat stanowi wstęp do ponadczasowej historii, której autorem jest Carlo Collodi. Jakiś czas temu nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu ukazał się komiks, który jest tak samo zatytułowany, jak bajka dla dzieci, która pierwotnie ukazywała się w odcinkach na przełomie lat 1881 – 1883.
Komiks, o którym mowa w tej recenzji tworzony był w 2003 roku – na łamach magazynku „Ferraille Illustré” ukazywał się on w odcinkach. Jeśli myślicie, że dzieło, którego autorem jest francuski artysta Vincent Paronnaudukrywający się pod pseudonimem Winshluss będzie powieleniem tego, co znane i lubiane, to muszę Was lojalnie uprzedzić, że komiks ten łamie utarty w świadomości czytelników obraz, w którym to drewniana kukiełka pewnego pięknego dnia zamienia się w chłopca z krwi i kości. Co więcej – komiks ten w żadnym wypadku nie powinien trafić w ręce nieletnich. Dlaczego? Powodów jest kilka - przede wszystkim autor oferuje swojemu czytelnikowi alternatywną opowieść, i wariację na temat marionetki, która nie każdemu może przypaść do gustu. Historia ta to mocno uwspółcześniona wersja znanej na całym świecie baśni, w której raz po raz pojawia się krew i zabarwione erotyką sceny.
Autor komiksu zmuszony był przerwać pracę nad swoim dziełem – wspólnie z Marjane Satrapi wyreżyserował film „Persepolis” (nagroda na festiwalu w Cannes, nagroda Cezara, nominacja do Oscara w kategorii Najlepszy Film Animowany). Praca nad animacją tak go pochłonęła, że rysownikowi udało się skończyć „Pinokia” dopiero w 2008 roku, by kilka miesięcy później cieszyć się w pełni zasłużonym tytułem najlepszego komiksu roku otrzymanym na festiwalu w Angoulême.
Historia, która ostatecznie trafia w ręce czytelnika, to przefiltrowana przez wyobraźnię autora klasyczna baśń, która odwołuje się do obrazów tkwiących w naszej pamięci. Winshluss niezwykle zgrabnie odświeża ją i nieco zmienia, a także uzupełnia ją o nowe postaci i motywy, które całkowicie zaskakują czytelnika. Gdy mija pierwszy szok, odbiorca zaczyna dostrzegać siłę i potencjał, który tkwi w tym postmodernistycznym dziele. Mnogość form i historii, które przewijają się ten komiks sprawiają, że każda chwila, którą spędzimy nad jego stronicami jest niepowtarzalna. Bo oto Winshluss serwuje czytelnikowi kilka różnych warstw narracji, a także zróżnicowaną stylistykę – czarnobiałe ilustracje przeplatają się z mrocznymi kadrami, w których autor używa mocnych barw.
Kolejnym atutem jest mnogość postaci, które możemy odnaleźć w komiksie „Pinokio”. Główny bohater nie jest drewnianą kukiełką, ale metalowym robotem, maszyną bojową, która została stworzona w celu poprawienia sytuacji finansowej jego twórcy, a mianowicie Gepetto. Trudno mówić tutaj o rodzicielskim instynkcie – tak samo jak w przypadku jego żony Swietłany, która zamiast traktować Pinokia jak swoje dziecko, upatruje w nim narzędzie mające dostarczyć jej rozkoszy, co ostatecznie prowadzi do nieco makabrycznego finału. Świerszcz, którego znamy z oryginalnej historii, zastępuje w tej opowieści karaluch Jiminy – niedoszły pisarz, który cierpi na niemoc twórczą. Godne uwagi są postaci, które od czasu do czasu przewijają się przez stronice komiksu – „siedmiu drani”, czyli siedmiu krasnoludków, lubujących się w praktykach sadomasochistycznych dokonywanych na królewnie śnieżce, której w końcu udaje się uciec z rąk oprawców…
„Pinokio” otwiera przed czytelnikiem drzwi do świata, w którym każdy z nas egzystuje. I chociaż Winshuluss przedstawia czytelnikowi alternatywną historię, to wciąż mamy do czynienia, co prawda skierowaną do dorosłych, ale mimo wszystko bajką, która niesie za sobą mocne przesłanie i morał, który nie do końca chcemy widzieć… Historie, które zostają tutaj opowiedziane są momentami mocno surrealistyczne, ale w gruncie rzeczy pokazują odwieczną uniwersalną prawdę mówiącą o tym, że świat jest pełny niesprawiedliwości, zła i okrucieństwa. Pinokio występuje w tej historii w roli obserwatora, niezwykle obiektywnego zresztą – w końcu jest maszyną pozbawioną uczuć i emocji, dzięki czemu dobitnie uzmysławia nam, że każdy może stać się jego ofiarą niesprawiedliwości, głupoty i brutalności w najmniej oczekiwanym momencie.
Pinokio, Carlo Collodi, Kraków 2004, str. 5
To ja lepiej nie będę burzyć sobie tego pieknego wizerunku tak dobrze mi znanego baśniowego Pinokia :)
OdpowiedzUsuń