Szymon Hołownia jest dzisiaj dużo bardziej rozpoznawalny niż kiedyś, głównie za sprawą w występu w programie „Mam talent” - wystarczy jednak spojrzeć na jego dorobek literacki (gdzie wymienić można tytuły takie jak "Kościół dla średnio zaawansowanych", "Tabletki z krzyżykiem", "Ludzie na walizkach") i zajmowane stanowiska (redaktor działu kultury w Gazecie Wyborczej, redaktor działu społecznego w tygodniku Newsweek Polska) by utwierdzić się w przekonaniu, że dalej jest wierny swoim poglądom, a praca u boku Marcina Prokopa w jednej z największych stacji telewizyjnych nie miała negatywnego wpływu na to, co robił dotychczas i czym zajmuje się obecnie.
„Monopol na zbawienie” to ostatnia książka Szymona Hołowni – jednak zanim zacznę o nie pisać, chciałabym zwrócić uwagę na krótki fragment zaczerpnięty ze wstępu do owej książki, który moim zdaniem w pełni powinien wyjaśnić czym tym razem uraczył swoich czytelników Hołownia: „Dlaczego Monopol na zbawienie? W największym skrócie – by podekscytować i na chwilę zająć uwagę tych, dla których życie to gra, gdzie trzeba zdobywać punkty, być w stałym pędzie do mety. Aby zbulwersować tych, których bulwersuje wszystko. Wreszcie – by zagrzać do boju tych, którzy w tytule będą się doszukiwać śladów katolickiego triumfalizmu"* - tak autor tłumaczy genezę tytułu swojej książki, która zaskakuje tak treścią, jak i formą jej wydania, o której będzie mowa w dalszej części tekstu.
Autor pisze o religii tak, że aż chce się go czytać – w pierwszej części „Monopolu na Zbawienie” („Przestrogi na drogę”) opisane są „Przestrogi Boskie” - Hołownia proponuje nieco inne spojrzenie na Dekalog, gdzie każde przykazanie stara się połączyć z jakąś historią, która miała miejsce dawniej, bądź współcześnie – m.in. w przykazaniu „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” snuje Hołownia rozważania na temat Charlesa Mansaona – amerykańskiego przestępcy, założyciela sekty „Rodzina”; w przykazaniu piątym daje nam do zrozumienia, że nigdy nie należy nikogo zabijać – nawet gwałcicieli czy morderców – prawo od odbierania życia ma tylko i wyłącznie Bóg. Z kolei druga część książki („Przestrogi ludzkie”) to krótkie, zabawne i pouczające teksty. Trzecia część książki („Test”) łączy się z grą, która została dołączona do „Monopolu...”. Muszę przyznać dodanie do książki gry planszowej, która odsyła do poszczególnych części książki, było świetnym pomysłem - wspaniale wzbogaca to odbiór i recepcję rozważań zawartych w książce. W tej części możemy sprawdzić i wzbogacić swoją dotychczasową wiedzę. Dla tych, co właśnie grają, Hołownia proponuje krótkie wyjaśnienie – dla tych, którzy mają więcej czasu na lekturę, bądź zdecydowali się przeczytać „Monopol na zbawienie” od deski do deski, autor daje możliwość przeczytania nieco dłuższego rozważania stanowiącego rozwinięcie problemu, który pojawia się w każdym pytaniu. W kolejnej, czwartej części książki Szymona Hołowni przeczytać możemy słów kilka na temat różnych patronów – „Patroni do wzięcia” stanowią krótki opis poszczególnych religijnych opiekunów, ze wskazaniem na to, dla kogo dany patron będzie najbardziej odpowiedni – i tak oto Hołownia proponuje nam patrona dla polityków, dla tych, co chcą być wiecznie młodzi, dla pań w każdym wieku etc. Ostatnia część to krótki rozdział zawierający odpowiedzi na pytania fundamentalne takie jak: „Po co jest Bóg?”, „Dlaczego trzeba wierzyć w Kościele?”, „Dlaczego trzeba się modlić?”.
„Monopol na zbawienie” pokazuje, że Szymon Hołownia doskonale orientuje się we współczesnej kulturze i tematyce religijnej, o której pisze w dosyć nowatorski sposób, a który nie powinien urazić najbardziej gorliwego katolika. Poglądy i komentarze Hołowni są niezwykle głębokie, a przy tym otwarte na to, co nowe – brak zadęcia, lekkość i swoboda jego wypowiedzi sprawiają, że to, co pisze o Bogu, wierze i religii lepiej trafia do czytelnika – zwłaszcza takiego, który w jakiś sposób oddalił się od Kościoła, dla którego taka książka być może będzie pierwszym krokiem do zastanowienia się nad swoim dotychczasowym postępowaniem i miejscem religii w jego życiu. „Monopol na zbawienie” z pewnością nie zbawi i nie przyciągnie do Kościoła wszystkich, którzy tę książkę przeczytają – warto jednak po nią sięgnąć – z czystej ciekawości, z chęci poszerzenia swojej wiedzy w tematyce religijnej bądź po prostu w celu przeczytania czegoś wartościowego, co być może wniesie do naszego światopoglądu coś nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz