No tak... Kiedyś musiał nadejść ten moment wydłużany do granic możliwości, a mianowicie przeprowadzka na drugie, większe mieszkanie. W sumie przeprowadziłam się już prawie 3 tygodnie temu, ale doszłam do wniosku, że warto to zanotować na blogu ;)
Możecie uwierzyć na słowo, że z każdą chwilą byłam bliska oddania książek do biblioteki... Nie mam pojęcia ile kursów zrobiliśmy wożąc kartony, ale na pewno było ich sporo. Na szczęście nie musiałam ich nosić sama.
Jeszcze pusty pokój...
"Ściana płaczu", czyli miejsce gdzie przez jakiś czas leżały i leżeć będą książki - w chwili obecnej już tylko 3 stosy.
W chwili obecnej mam tylko 2 regały... (Planuję dokupić jeden albo dwa).
...dlatego część książek wylądowała tam, gdzie było miejsce...
W tych walizkach też są książki ;) Od czasu zrobienia tego zdjęcia do kolekcji dołączyła kolejna.
O rany, to chyba najgorszy element naszej egzystencji z książkami. Kocham swoje zbiory, ale na myśl o przenoszeniu ich dostaję wysypki - przeraża mnie zwożenie tego wszystkiego. Potem już nawet układanie (które bardzo lubię) nie będzie wcale przyjemne...
OdpowiedzUsuńPowodzenia na nowym mieszkaniu! :)
Gratuluję nowego miejsca :) Przeprowadzka to niezły wyczyn, mnie czeka takowa w przyszłym roku (jakoś na początku). Idziemy na swoje, w końcu.
OdpowiedzUsuńJuż teraz głowa mnie boli, jak sobie pomyślę o pakowaniu książek i ich przenoszeniu...
Wszędzie książki:):) Nawet nie wiesz jak bardzo mi się te zdjęcia podobają:). Wszystkiego dobrego życzę, niech się fajnie mieszka.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale przypomina mi się Dorota Wellman, która miała podobny problem. Jeden z panów z ekipy remontowej, robiący milionowy kurs z książkami podobno powiedział: Ludzie to mają nasrane...
OdpowiedzUsuń:DDD
Jak widać dla książek zawsze znajdzie się miejsce :).
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję wszystkim za miłe słowa :) Było ciężko, ale na szczęście już po :)
OdpowiedzUsuńDomi - to już wiem, co musiał myśleć mój tata albo brat ;)
ja ostatnio przeprowadzałam się dwa lata temu :) i mój mąż miał już serdecznie dość moich nabytków z księgarni... chciał zastrajkować, żebym sama boleśnie przekonała się, że mam właśnie z książkami "nasrane"... :D:D:D uff, udało mi się go na szczęście udobruchać :)
OdpowiedzUsuńPrzechodziłam przez taka przeprowadzkę w zeszłym roku na jesieni- 450 km musiałam wieść ksiażki:p Od tamtej pory moj zbior znaczaco sie powiekszyl i nie wyobrazam sobie kolejnej przeprowadzki:( ALe to fakt- na ksiazki zawsze znajdzie sie miejsce.
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzałam książki i siebie 9 lat temu. Masakra. Ale dla mnie i tak najgorsze jest zawsze odkurzanie zakurzonych książek. Bo taka czynność nie dość, że zajmuje dużo czasu to jeszcze jest okropnie brudząca:)
OdpowiedzUsuńGratuluję nowego mieszkania! Nowe mieszkanie to nowy etap w życiu :) Księgozbiór imponujący!
OdpowiedzUsuńMy się przeprowadzaliśmy dwa lata temu, ale mogliśmy część książek zostawić w starym mieszkaniu, gdzie czekają na nowe półki, w które musimy jeszcze zainwestować :)
O matko! Przepiękny zbiór, ale rzeczywiście przenosić się z nim to tragedia. Ja nawet po dwóch latach od przeprowadzki pamiętam jak mój mąż marudził pod nosem znosząc kartony z książkami z czwartego pięta :D
OdpowiedzUsuńWszędzie książki:):) Nawet nie wiesz jak bardzo mi się te zdjęcia podobają:). Wszystkiego dobrego życzę, niech się fajnie mieszka.
OdpowiedzUsuńO Boże! Kiedy się kupuje książki, to się o tym nie myśli. Ale lepsze to niż trzymać 5000 "książek" w bezdusznym czytniku...
OdpowiedzUsuńAchh! Ależ Ci zazdroszczę tylu książek! :)
OdpowiedzUsuńKsiążkowo i stylowo - to lubie :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie to czeka, bo chciałabym kiedyś cały pokój wyłącznie na książki przeznaczyć. No, ale taki już los mola książkowego. Przynajmniej ponowne segregowanie zbiorów brzmi przyjemnie.
OdpowiedzUsuń