Zdzisław i Tomasz Beksiński to dwie osobowości, na które zwróciłam uwagę już w czasach liceum... Niezwykle trudno było pozostać obojętnym na to co robili, i tak samo trudno jest mi przejść obojętnie teraz obok książki, która ma się ukazać 20 lutego - "Beksińscy. Portret podwójny".
To nie jest książka o znanym i modnym malarzu, który malował dziwne i
straszne obrazy. To nie jest książka o jego mrocznym synu, który
fascynował się śmiercią i tak długo próbował popełnić samobójstwo, aż mu
się udało. Ani też książka o obsesjach, natręctwach, fobiach i
artystycznych szałach. Ani też o karierze, pieniądzach, wystawach i
krytykach. To nie jest książka o dziwnych uczuciowych związkach,
fascynacji muzyką i filmem oraz nowymi technologiami. To nawet nie jest
książka o ludziach, którzy pisali dużo listów.
To książka o miłości – o jej poszukiwaniu i nieumiejętności wyrażenia. I
o samotności – tak wielkiej, że staje się murem, przez który nikt nie
może się przebić. O tym, że czasem bardzo chcemy, ale nie wychodzi. O
tym, że życie czasami przypomina śmierć, a śmierć – życie.
Pod tym linkiem zajrzycie do książki i przeczytacie fragment, który być może zachęci Was do sięgnięcia po tę pozycję.
Niezbyt często sięgam po książki biograficzne, ale myślę, że dla tej zrobię wyjątek :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na kulturka-maialis.blogspot.com :)