poniedziałek, 12 lipca 2010

Artur Domosławski - Kapuściński non - fiction






Ryszard Kapuściński to postać wybitna pod wieloma względami. Ciągle pojawiają się kolejne szkice, antologie i opracowania poświęcone jego osobie, jak i twórczości. Książką, która znacząco wybija się na tle wszystkich tych publikacji jest niedawno wydana biografia Artura Domosławskiego – „Kapuściński non - fiction”.  Dawno żadna książka w Polsce nie wywołała takich kontrowersyjnych dyskusji, a już na pewno nie przed publikacją, jak to miało miejsce w przypadku książki Domosławskiego – ucznia i przyjaciela Ryszarda Kapuścińskiego.

Po wydaniu książki „Kapuściński non – fiction” wytworzyły się dwa główne obozy. Pierwsza grupa to osoby, krytykujące Domosławskiego, druga – osoby stające murem za autorem spornej biografii. Jeśli chodzi o mnie, to od samego początku staram się stać gdzieś po środku. Moim zdaniem Artur Domosławski zrobił kawał dobrej roboty – dotarł do wielu źródeł, poruszył wiele istotnych kwestii i zrobił krok dalej pokazując Kapuścińskiego, jako człowieka z krwi i kości – nie tylko jako znakomitego reportera, który na swoim koncie ma całe mnóstwo świetnych książek, ale także jako człowieka, który jak każdy inny miał swoje słabości. To prawda, że współpracował z SB i nie zawsze pisał prawdę. Prawdą jest też, że potrafił świetnie pisać i operować słowem, tworząc doskonałe opisy i malarskie obrazy. Bardzo istotny jest fakt, że Artur Domosławski zamiast potępiać i obrzucać błotem Kapuścińskiego, badał i dociekał, wyjaśniał i analizował. Trudno mi jednoznacznie skrytykować jego postawę badacza opierając się tylko i wyłącznie na tym, co inni napisali na temat jego sposobu zbierania materiałów i docierania do swoich rozmówców – nie znam osobiście autora i nie zamierzam rzucać w jego stronę oszczerstw i ostrych słów krytyki, nazywając go „hieną cmentarną”, jak to zrobili inni.

Jeśli chodzi o mój stosunek do Ryszarda Kapuścińskiego, to muszę przyznać, że nie uległ  on znaczącej zmianie po przeczytaniu biografii Domosławskiego – nadal mam w planach przeczytać wszystkie jego książki, których dotąd nie udało mi się przeczytać. Z całą pewnością będę je nieco inaczej traktowała – czytając reportaże Kapuścińskiego będę miała świadomość występowania fikcji, która moim zdaniem obecna jest w każdym tekście – w mniejszym, bądź większym stopniu. Fikcja bowiem jest tym, co czasem pojawia się w tekście nieświadomie. Żeby nie być gołosłowną zacytuję samego Ryszarda Kapuścińskiego:

Możemy mówić nieprawdę, nie dlatego, że chcemy kłamać, lecz dlatego, że mamy niedoskonała pamięć, niekompletne wspomnienia lub zakłócone emocje [...] problem wynika ze zmian, jakie z biegiem czasu zachodzą w naszej postawie i naszych wspomnieniach. Pomiędzy wydarzeniem, o którym zebraliśmy materiał, a chwilą, kiedy zabieramy się do pisania, upływa niekiedy bardzo wiele czasu, a wtedy okazuje się, że nasze wspomnienia bardzo się zmieniły” [1]

Jako czytelnicy, powinniśmy być świadomi jej obecności. Nie powinniśmy wierzyć w każde słowo, które zostało tak napisane, jak i powiedziane. Chyba, że możemy to zweryfikować. W przypadku tekstów Kapuscińskiego, o ową weryfikację jest trudno, zatem dystans i rezerwa są tu bardzo wskazane.

Książka Domosławskiego przełamała standardy i pokazała, że biografia może wyjść poza znane wszystkim szczegóły i informacje dotyczące życia znanej osoby, skupiając się na tym, co dotąd nie zostało powiedziane. Z całą pewnością dyskusja, jaka toczyła się na łamach „Gazety Wyborczej” zmieni wiele – przede wszystkim uświadomi ludziom czym jest dziennikarstwo w dzisiejszych czasach i jakimi zasadami się kieruje. Burza, jaka została wywołana przy okazji wydania książki Domosławskiego pokazała również, że ludzie nie chcą czytać kolejnej uładzonej i grzecznie napisanej biografii, która nie wniosłaby nic nowego, ale jak pokazały liczne recenzje, wywiady, publikacje i debata, w której głos zabrały znane osobistości, w Polsce wciąż nie ma miejsca na tego typu biografie.  

Wiele osób krytykowało i krytykuje tę książkę, a najwięcej głosów sprzeciwu padło ze strony osób, które jej nie czytały. I to jest w tym wszystkim najgorsze. Nie mogę pojąć tego wszechobecnego krytykowanie książki, której się nie przeczytało, a takich osób znalazło się niestety bardzo wiele. Wydaje mi się, że aby móc o czymś mówić, krytykować, trzeba to znać, chociażby pobieżnie – jak widać, pomyliłam się.  Jest to wielce zastanawiające w świetle słów samego Kapuścińskiego, który niejednokrotnie powtarzał, że aby o czymś pisać, czymś się zajmować, trzeba to poznać. Domosławskiemu dostało się za to, że napisał książkę o Kapuścińskim - wielkim guru i mistrzu reportażu. A przecież „Kapuściński non – fiction” to bardzo dobrze napisana biografia, która zawiera bardzo dużo szczegółów z życia pisarza, cytatów i fragmentów wypowiedzi samego Kapuścińskiego. Niestety – krytyka skupia się tylko i wyłącznie na potępieniu Domosławskiego, który odważył się podnieść pióro na Kapuścińskiego.

Moim zdaniem ta książka była potrzebna. Polecam innym - zwłaszcza tym, którzy chcą się na jej temat wypowiadać. Drodzy czytelnicy – przeczytajcie książkę Domosławskiego, bo naprawdę warto.  A jeśli w dalszym ciągu nie jesteście przekonani do tej biografii - zastanówcie się, czy macie prawo krytykować coś, o czym nie macie zielonego pojęcia. Myślę, że krytykowanie książki, której nie czytaliście lepiej jest zostawić innym.  

[1] Autoportret reportera, z Ryszardem Kapuścińskim rozm. J. Antczak,  www.kapuscinski.info/wywiady/89,autoportret-reportera-wywiad-z-ryszardem-kapuscinskim.html, dostęp: 05. 06. 2010

5 komentarzy:

  1. Zawsze zastanawiało mnie zjawisko polegające na ocenianiu książek przed przeczytaniem. Sama tego nigdy nie czynię, jednak coraz powszechniejszy staje się ten fenomen. Pamiętam nie tak dawne dyskusje nad "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", a teraz padło na Domosławskiego. Przykre, ale prawdziwe.

    "Kapuściński non-fiction" stoi na mej półce już od jakiegoś czasu. Książkę kupiłam korzystając z promocji, ale nade wszystko miałam nadzieję, że podziała ona na mnie mobilizująco i wszystkie nieprzeczytane dzieła Kapuścińskiego pochłonę raz-dwa. Oczywiście książkę Domosławskiego skonsumuję "na deser" :)

    Cieszę się, że spotkałam wreszcie kogoś, kto podziela moje zdanie, jeśli chodzi o te paranoiczne ataki.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie się doczekałam tej recenzji! z biegiem miesięcy, jak wiesz, bo chyba już przebąkiwałam coś u Ciebie na ten temat, stwierdziłam, że jednak przeczytam tę książkę. Co do współpracy z SB, to bym nie była taka jednoznaczna. Normalna była rejestracja, jeśli się wyjeżdżało za granicę, jak i normalne były spotkania z SB po powrocie, milczeć na tym nie można było, wystarczyło powiedzieć co się widziało, z kim rozmawiało itp. Nie dziwię się,że Kapuściński nie przywiązywał do tego większej wagi. No, ale ferować wyroków nie będę, jego teczki nie widziałam, bazuję na tym, co wyczytałam w prasie.
    Motyw grzebania w czyimś życiu osobistym tez mi się nie podoba, można tak pisać o Napoleonie, ale nie o osobie, którego rodzina żyje. Tę książkę chcę przeczytać, głównie żeby poznać metody pracy Kapuścińskiego. I zachęciłaś mnie to tego dodatkowo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Claudette - :) Ataki wybitnie paranoiczne. Tego typu dyskusje zawsze miały miejsce. Ciekawe, kiedy następna porcja słownych przepychanek. Ciekawe, której książce się dostanie.

    Kornwalia - Doczekałaś się :) Powinna być specjalna dedykacja dla Ciebie :) Cieszę się, że Cię zachęciłam. Życzę udanej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc, mnie trochę niesmaczyła cała afera wokół tej książki. Chętnie jednak kiedyś przeczytam :) Pozdrawiam! Bardzo ciekawy blog i będę tu częściej zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję i zapraszam ponownie :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...