Odkąd pamiętam "Szklany klosz" jawił mi się jako książka ciekawa, interesująca, którą trzeba koniecznie trzeba przeczytać - zapewne uczucie to brało się z informacji, które płynęły od osób, które książkę już przeczytały i były nią wręcz zachwycone. Za każdym razem biłam się w myslach w pierś, za każdym razem obiecywała sobie, że i ja przeczytam tę książkę, którą tak wiele osób uważa za kultową. I w końcu nadszedł ten dzień, kiedy "Szklany klosz" dostał się w moje ręce - w nowej, lepszej szacie graficznej, która sprawiła, że jeszcze bardziej chciałam przeczytać książkę Sylvii Plath - znanej i cenionej na cały świecie amerykańskiej poetki, autorki, której od lat poświęca się sporą uwagę i zainteresowanie - nie tylko ze względu na twórczość.
Bardzo często można spotkać się z opinią mówiącą o tym, że "Szklany klosz" to wybitne dzieło i żelazna pozycja literatury feministycznej. Sięgając po tę książkę przywołałam z pamięci fakty i informacje, które tkwiły tam i zostały powołane do życia w chwili przystępowania do lektury, a mianowicie informacje mówiące o tym, że jest to powieść autobiograficzna, która ukazała się na miesiąc przed samobójstwem cierpiącej na depresję poetki. Nie dało się uwolnić od tych wszystkich informacji i przystąpić do lektury jako nieświadomy niczego czytelnik. Nie w tym przypadku.
Już od pierwszych stron lektury nie opuszczało mnie dziwne wrażenie - uczucie rozczarowania i pewnego rodzaju zniechęcenie, które za wszelką cenę starałam się zdławić w zarodku - nie ukrywam, że historia, która opowiadana była z perspektywy głównej bohaterki - dziewiętnastoletniej wówczas studentki Esther, która wyjechała do Nowego Jorku na miesięczny staż - była dla mnie czymś mało ciekawym. Kilkadziesiąt stron dalej moje zniechęcenie zmniejszyło się, ustępując miejsca zaciekawieniu, dzięki któremu udało mi się doczytać do końca historię Esther Greenwood - dziewczyny, która nagle traci ochotę do dalszego życia i decyduje się na samobójstwo. Na szczęście jej plan nie powiódł się, dzięki czemu bohaterka poddana została leczeniu w zakładzie psychiatrycznym.
Książka "Szklany klosz" jest dosyć specyficzną lekturą, w której na główny plan wysuwają się przemyślenia glównej bohaterki dotyczące ludzi, którzy ją otaczają, a także życia, które w pewnym momencie staje się dla niej czymś mało pociągającym. Przez długi czas po lekturze nie opuszczała mnie konsternacja - zastanawiałam się, co też tak zachwyca w tej książce, czego ja nie mogłam odczuć podczas lektury i bezpośrednio po niej. Myślałam, że to może ze mną jest coś nie tak, skoro nie potrafię dostrzec niekwestionowanej unikatowości tej książki. Nie zachwyciła mnie ona w takim stopniu jak innych - nie byłam i nie jestem skłonna uznać jej za moje arcydzieło. Jestem skłonna przyznać jej wysoką ocenę, ze względu na poruszoną w niej tematykę. Sposób, w jaki została przedstawiona historia uczyniły tę powieść książką uniwersalną, dzięki czemu jej uroki odkrywać może cała rzesza ludzi. I chociaż książka Plath ukazała się po raz pierwszy w 1963 roku, dziś jest wciąż aktualny. Jest to powieść, w której czas nie jest istotny - ważniejsza jest tematyka i problem, który dotyka coraz większej liczby ludzi, którzy nie mogąc znaleźć sobie miejsca, nie mogąc znieść ciężaru życia, decydują się zrobić o jeden krok za dużo - krok, od którego nie ma odwrotu. "Szklany klosz" nie jest lekturą, obok której można przejść obojętnie - z całą pewnością porusza najczulsze rejestry naszej duszy i ciała - poucza i nie daje o sobie zapomnieć, przez długi czas.
Sylvia Plath, Szklany klosz, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2010
Najgorzej jest wtedy, kiedy nastawiamy się na coś konkretnego - że książka będzie znakomita, że uda nam się coś osiągnąć, że dostaniemy to, czego chcemy. Dlatego ja wolę się nie nastawiać i pozytywnie zaskakiwać, niż przeżywać rozczarowania. Tyczy się to zarówno życia, jak i tak "zwyczajnych" spraw, jak książki.
OdpowiedzUsuńZmierzam do tego, że być może inaczej odebrałabyś tę powieść, gdybyś nie nastawiała się na wielkie dzieło, tak bardzo chwalone przez innych :)
Futbolowa - to więcej niż pewne :) Całkiem możliwe, że wtedy nie czułabym tego rozczarowania i niedosytu. Osobiście staram się podchodzić do wszystkiego z dystansem. Biorąc pod uwagę fakt, że ta książka była tak bardzo wychwalana, trudno było do niej podejść inaczej niż do arcydzieła. Czasem tak niestety bywa.
OdpowiedzUsuńTrochę zdziwiła mnie Twoja recenzja - tyle achów i ochów dookoła, a tu rozczarowanie :) Z drugiej strony wydaje mi się, że pewne "kultowe" książki czy filmy wcale nie muszą być arcydziełami, z tego czy innego powodu są po prostu modne i wypada je znać. Kiedyś czytałam artykuł w "Wysokich obcasach" - wlaśnie o Sylvii Plath, wydała mi się wtedy szalenie interesujacą osobą. Niestety, po spotkaniu z jej poezją prysnął czar... Może trafiła na zły czas :) Pewnie jeszcze po "nią" kiedyś sięgnę, ale nie spodziewam sę cudów :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNajgorzej jest właśnie z takimi pozycjami literatury - nie znoszę tego ciężaru, wszyscy kochają, a ja nie? Czy coś jest ze mną nie tak? Nie lubię czytać książek, które mają przypiętą łatkę ... jakąkolwiek. Szklany klosz czytałam naście lat temu, był pożółkły, stary i rozlatywał się, był z bitblioeki, a ja nie byłam świadoma co czytam! I choć dziś wypadałoby przypomnieć sobie książkę, nie robię tego, bo obawiam się, że mogłabym jej nie zaakceptować, a tak ... pamiętam ją jako dobrą, aczkolwiek mocną lekturę!
OdpowiedzUsuńP.S. Dowód - tydzień temu nie przebrnęłam przez pierwszy rozdział Listów do domu :/ przygniotła mnie chyba siła nazwiska autorki
mnóstwo inspiracji tu u Ciebie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Paula
Mam tę książkę od .. no, niech będzie, że od niedawna - i jakoś na razie wstrzymuję się z sięgnięciem po nią. Może mnie przypadnie do gustu? Mam nadzieję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!