poniedziałek, 7 marca 2011

O miłości po raz nie wiadomo który (Éric - Emmanuel Schmitt - "Historie miłosne")


Éric - Emmanuel Schmitt ma wielu niekwestionowanych wielbicieli – tak w Polsce, jak i na całym świecie. Musi tak być, bo jak inaczej dałoby się wytłumaczyć ciągłe zapotrzebowanie na jego powieści, a już w ogóle wydawanie w zbiorach jego opowiadań, które przecież ukazały się wcześniej w innych zbiorach, bądź osobnych książkach? „Historie miłosne” są właśnie takim zbiorem – książką zlepkiem, która kogoś, kto zna chociaż trochę prozę i styl pisania Schmitta na pewno nie zaskoczy niczym nowym. 

Na okładce możemy przeczytać niezwykły opis, który stworzył zapewne ktoś, odpowiedzialny za promocję jego literatury w Polsce: 
Znakomity wybór opowiadań o miłości Érica-Emmanuela Schmitta!
Miłość młodzieńcza, niespełniona, zakazana. Miłość, która prowadzi do zbrodni i na którą czeka się całe życie. Nikt piękniej od Schmitta nie przedstawia tak wielu odcieni tego wyjątkowego uczucia.
Schmitt z wrażliwością i wyczuciem przedstawia miłosne dramaty swoich bohaterek - Marzycielki, Odette, Hélène, Donatelli - bosej księżniczki. Ich marzenia o szczęśliwym życiu u boku ukochanego, wspólnej porannej kawie, spacerach w deszczu, zazdrości i wierze w siłę uczuć oraz odwadze, jakiej wymaga realizacja pragnień wzruszyły już tysiące czytelniczek na całym świecie. 
"Historie miłosne" to kompozycja siedmiu najpiękniejszych opowiadań o miłości, nadziei i przyjaźni, wybrane spośród bogatego zbioru tekstów tego znakomitego francuskiego autora. Pięknie ilustrowaną kolekcję wzbogaca dodatkowo jedna z najsłynniejszych książek autora - "Tektonika uczuć".

"Historie miłosne" to książka, który zachwyci każdą kobietę”[1].
Cały czas zastanawiam się, jaki był sens wydawania książki stanowiącej zbiór historii, które już się ukazały. Owszem – książka jest ładnie wydana i mogłaby być doskonałym dodatkiem do kolekcji niejednego czytelnika… Ale czy aby na pewno każdy będzie chciał wydać po raz kolejny pieniądze na coś, co już czytał? 

Do zbioru dołączono tekst zatytułowany „Tektonika uczuć”, który wcześniej ukazał się jako osobna książka. I to właśnie ten tekst moim zdaniem zasługuje na największą uwagę. Pozostałe opowiadania są miałkie i nijakie. Miłość i uczucia, którymi darzą się bohaterowie charakteryzuje naiwność. 

Pozwolę sobie zacytować fragment recenzji mojego autorstwa, na temat tekstu zamykającego tę książkę, który już kiedyś miałam okazję zrecenzować, a mianowicie „Tektoniki uczuć”:

„Tektonika uczuć” ukazuje skomplikowane relacje, jakie mają miejsce w związku kobiety i mężczyzny, w którym miłość odgrywa najważniejszą rolę, a wszystko to w dramacie, notabene niewielkim objętościowo. Zaskakujące wydarzenia i wyznania bohaterów raz za razem wzniecają fale ciekawości. Pytanie: „I co dalej?” samo ciśnie się na usta czytelnika. „Tektonika uczuć” w pewnym sensie przypomina „Małe zbrodnie małżeńskie” – w obu dramatach obecne jest kłamstwo burzące spokój kochających się ludzi i skomplikowana gra uczuć między nimi […]Schmitt zwraca przede wszystkim uwagę na problem kłamstwa, które raz puszczone w ruch pociąga za sobą całą lawinę innych mniejszych, bądź większych kłamstewek, które z czasem zaczynają przejmować kontrolę nad naszym życiem. Obok wszystkich kłamstw, których – jak pokazuje nam lektura książki - można było uniknąć, pojawia się kwestia uczuć, które autor porównuje do tektoniki płyt i przemieszczania się kontynentów – teorię tę można według Schmitta zastosować do ludzkiej psychiki, bowiem tak, jak w przypadku skorupy ziemskiej, tak w przypadku ludzkich uczuć wystarczy, że coś lekko drgnie, a wszystko zaczyna się przemieszczać i wywoływać kolejne zmiany i wybuchające katastrofy. Swoją drogą jest to całkiem trafne porównanie”[2]. 

Zastanawiacie się dlaczego to zrobiłam? Powód jest prosty – moje odczucia co do tego tekstu nie zmieniły się, a pisałam go w 2008 roku. „Oskar i Pani Różą”, „Małe zbrodnie małżeńskie” i „Tektonika uczuć” to teksty, do których wciąż mam sentyment. Co do reszty, to niestety – nie czuję się ani zachwycona, ani poruszona. „Historie miłosne” można przeczytać, pod warunkiem, że nie zna się poprzednich utworów tego autora, bo chyba tylko wtedy będzie można poczuć się chociaż odrobinę zaskoczonym. 

Pisząc recenzję „Marzycielki z Ostendy” (recenzja tutaj) wydanej w 2009 roku zarzekałam się, że będzie to moje ostatnie spotkanie z tekstami tego autora. Stało się jednak inaczej – „Historie miłosne” nieoczekiwanie wpadły w moje ręce. Nie zmieniły się też moje odczucia wobec prozy Schmitta jako takiej – wstrzymam się jednak z zacytowaniem siebie samej po raz kolejny do czasu, gdy przeczytam ostatnią jego książkę wydaną w Polsce, a mianowicie „Trucicielkę”. Mam bowiem świadomość, że sięgnęłam po zbiór zawierający jego „najpiękniejsze opowiadania o miłości” – po „Marzyciele…” ukazały się jeszcze przecież dwie powieści. Kto wie – może znajdę w „Trucicielce” coś, co mnie oczaruje? A może czas powiedzieć sobie „dosyć”?  Hmmm… Ostatnia szansa Panie Schmitt.

[1] Nota wydawcy
[2] http://molksiazkowyy.blox.pl/2008/12/Eric-Emmanuel-Schmitt-Tektonika-uczuc.html

6 komentarzy:

  1. Ha, właśnie jestem w trakcie czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uwielbiam ,,Małe zbrodnie małżeńskie,, i ,,Tektonikę uczuć,,.
    Oprócz tego czytałam również ,,Oskara i panią Róże,, i z tego co wywnioskowałam z twojej recenzji, udało mi się przeczytać pozycję godne uwagi, mam szczęście, że już od początku nie byłam zniechęcona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na razie czytałam tylko "Oskara" i "Ulisessa" - jak pierwsze spotkanie wypadło bardzo dobrze, to z kolei to drugie szło dość opornie ;) Ale szansę jeszcze dam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja Ci polecę z czystym sumieniem "Przypadek Adolfa H." - najlepsza książka Schmitta, moim zdaniem. Z opowiadań zaimponował mi "Zbrodnią doskonałą" - świetnym studium paranoi kobiety zagubionej we własnej niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jabłuszko - "Przypadek Adolfa H." też czytałam. Nie ukrywam - podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
  6. zamierzam niedługo coś Schmitt'a przeczytać

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...